Maszyna do pisania i zamek z papieru.
Mgliste jezioro z różowymi kwiatami i tajemniczy budynek.

Zimna Biel – Samotność w szpitalu psychiatrycznym

Odkryj dramatyczną relację z pobytu w szpitalu, gdzie samotność i smutek mieszają się z nadzieją na lepsze jutro.

Biało. Wprawdzie, kiedy to piszę jest zima i biel nie powinna nikogo zaskakiwać, tak tutaj jest jej zdecydowanie przesyt. W terapii rosnę w przekonaniu, że jestem księżniczką, może też, dlatego tak mocno wbija mi się w plecy stelaż od metalowego łóżka. Materac wysłużony, niewiele chroni. Twardo i zimno, pomimo odkręconego grzejnika.

Smutna, samotna

Drzewo o czerwonych liściach i ławka w zielonym korytarzu

Jestem smutna. Jestem samotna. Dużo ludzi na korytarzu, ale nie znam nikogo. Mają imiona, na pewno są równie potrzebujący, co i ja. Przyszli po pomoc. Są we właściwym miejscu. Są bezpieczni. Ja też jestem bezpieczna. Nareszcie! Tylko, patrzę jeszcze raz na swoje buty pod parapetem i …

czy to ja?

Nikogo poza mną tutaj nie ma. Nie mogę spojrzeć w żadne lustro, aby przekonać się, że ja to rzeczywiście jestem ja, bo go nie ma. Moich rzeczy też nie ma. Został mi tylko telefon z rozładowaną baterią i paczka papierosów, którą dostałam zaraz po tym jak zgodziłam się zważyć.

Mam też trochę swoich ubrań. Tak, powinnam być szczęśliwa. Bo za kilka dni dowiem się, że jedną z kar poza zabieraniem telefonu, zakazie odwiedzin czy papierosów jest zabieranie własnych ubrań, a nawet zakaz wychodzenia z pokoju.

Stary korytarz zmotylami w starym budynku.

upokorzenie

Spotkało mnie dzisiaj tak wielkie upokorzenie. Czekałam na przyjęcie godzinę. Droga do szpitala wcale też nie była wcale krótka, dokładając do tego czas potrzebny na spakowanie wyszło ponad cztery godziny, a ja właśnie dzisiaj dostałam okres! Po zamknięciu za mną drzwi kazano mi siedzieć i czekać. Zabrano moje rzeczy do gabinetu zabiegowego, a miałam tam środki higieny osobistej.
Sikałam dzisiaj przy pielęgniarce, a i tak dostałam ochrzan, że dolałam wody do próbki moczu. Tutaj też nie pozwolono mi zmienić tampona. Początkowo nie dostałam też podpasek i zabrudziłam krwią majtki.

kałuże łez

Ileż to wylanych łez, próba cofnięcia zgody na leczenie, ileż mojego krzyku, wrzasku. Nie pomogło nic.

Osoba obserwuje roj kolorowych motyli w ciemnym pomieszczeniu.

Nikt nie przyszedł mnie pocieszyć, gdy leżałam samotnie na podłodze. W rogu pokoju umieszczona jest kamera, która obserwuje każdy mój oddech. Nikt nie przychodzi, gdy zakładam kołdrę na buzię. Robię to samo z poduszką. Zero reakcji. Staje na parapecie. Nic i nikt.

zawstydzanie

Wróćmy jeszcze na chwilę do przyjęcia, które trwało łącznie cztery godziny. Musiałam rozebrać się cała do bielizny. Przeszukiwano wszystkie moje rzeczy, włącznie z obudową telefonu i dotykano każdej pary majtek (w rękawiczce), ale czułam, że to bardzo narusza moją przestrzeń osobistą. Czułam wstyd. Znaleziono jedynie kilka leków, które biorę doraźnie w domu. Tutaj dostałam je tylko raz i to w o wiele mniejszej dawce i to dopiero po groźbach, że zrobię sobie krzywdę w nocy.
Plusem jest to, że jutro porozmawiam z lekarzem i może będę mogła wrócić do domu. Ja już będę grzeczna. Naprawdę będę grzeczna i czuję wstyd, że miałam smutne myśli odnośnie siebie.

Co ja tutaj robię?

Nieważne jak, ja stąd jutro wyjdę. Usypiam w dresach, nie myję się, bo zabrano mi szampon i żel pod prysznic za moje sceny podczas przyjęcia, tłumacząc mi, że to w celach mojej ochrony. Nie wiem, co ja tutaj robię. Czuję się na pewno źle. Jestem inna, chora, zaburzona, ale czy to jest najwłaściwsze miejsce dla księżniczek? Chcę do domu. Proszę o moje dodatkowe leki. Odmowa.

Dzień drugi minął. Nie wiem czy ja mam wspominać o jedzeniu? Niewątpliwie wielkim plusem jest to, że mogę mieć wszystko przyniesione z domu lub zamówione online. Szpitalnego ja się po prostu boję.

Zapomniany korytarz z kwiatami w starym budynku

Czy ktoś widział, że płaczę?

Wstydzę się, że tu jestem. Nie umieszczam żadnych zdjęć z pobytu na social mediach. W tle widać kraty. Połowa rodziny nawet nie wie, że ja leżę w psychiatryku! Ja, grająca pewną siebie, głosząca feministyczne hasła podczas ostatniego protestu.

Surrealistyczna sala z unoszącymi się kwiatowymi chmurami.

Stałam się taka maleńka i znikam. Czy jestem dla kogoś tutaj ważna? Czy ktoś widział, że płaczę? Naliczyłam dzisiaj sześć razy.

bardziej smutne niż powinny

Dzień trzeci, czwarty i piąty minął na próbie wyjścia do domu. Zagrażam sama sobie. Nie mogę wyjść. Jedyną czynnością jaką tu robię jest palenie papierosów, jedzenie, leżenie i dzień szósty minął. Można mnie odwiedzić. Brakuje mi wszystkiego. Jestem smutna. Czuję lęk, strach, bezsilność, złość, a chwilami nienawiść. Sama chciałam się tu znaleźć, a teraz nagle nie mogę wyjść. Dlaczego?! Smutne myśli mam od wielu lat. Nie rozumiem, dlaczego, akurat teraz zostały uznane za bardziej smutne niż powinny i stanowią pretekst do kazania mi iść spać bez umycia zębów, bo pastę też mi zabrali. Nie będę o nią prosić.

zaraźliwe rozmowy

Bunt minął. Stałam się uległa. Odzyskałam swoje rzeczy. Zyskałam nowe przywileje. Nie jestem już sama na sali, poznałam koleżanki. Z jedną nawet mamy wspólne tematy do rozmów. Jakby patrzeć na regulamin grupy terapeutycznej to są one tam ściśle zakazane.

Nie łamię jednak przecież żadnego regulaminu, bo możemy rozmawiać o czym chcemy. A chcemy właśnie o wszystkich zaraźliwych rzeczach. Najlepiej to usłyszeć całą historię swojego chorobowego życia i troszkę ją wzmocnić. Tak, by zakończyć ten akapit z przytupem zostałam zarażona.

Dwie osoby z chmurami dymu w miejscu głów.

Zarażona ED

Uśpione ED witaj w domu. Wcale nie tęskniłam. Czuję wstyd, ale jestem przecież taka grzeczna. Połykam wszystkie leki i odpowiadam na pytania personelu. Nie ma ze mną tutaj żadnych problemów.

„To nie sanatorium”

Z różnych przyczyn nie ma spacerów. Zakupy są robione przez personel. Jest czajnik, ale zabierany na noc. Ładowarki są w pokoju socjalnym. Nie można mieć przy sobie też nic, co wskazywałoby na to, że znajdujemy się w sanatorium. Zabrano mi wszystkie ozdoby do włosów, kolczyki, od jednych spodni ucięto troczki. To były moje ulubione dresy. Innym wyciągają sznurówki z butów, mi zabrano jeszcze słuchawki i apaszkę.

Para stoi wśród różowych, wiszących chmur w galerii.

Nie wyglądasz na chorą

Miałam dzisiaj odwiedziny i usłyszałam, że ja wcale nie wyglądam na chorą. Czułam się taka wściekła. Znajduję się przecież w szpitalu, gdzie nie trzymają zdrowych ludzi. Tak bardzo zazdrościłam koleżance, że może bez trudu stąd wyjść, a również się leczy psychiatrycznie.


Również miewa smutne myśli. Miałam myśl, że życie jest bardzo niesprawiedliwe. Tak bardzo tęskniłam za moim smutnym życiem. Tęskniłam za życiem. Musiałam tutaj trafić, aby chcieć się jednak wycofać do normalności?

Drzewo świecące złotym światłem w mrocznym pomieszczeniu

Chleb z cukrem

Na korytarzu dzisiaj była awantura. Osoba z anoreksją z sali obok poszła wyrzucić chleb do pojemnika na śmieci w izolatce. Dostała ochrzan.

Opuszczona łazienka z rozrzuconymi różowymi farbami

Kilka dni wcześniej napotkałam wylaną zupę do spływu pod prysznicem. Jakaś z ziemniakami. Poprosiłam sanitariusza o pomoc, bo chciałam się umyć bez koperku na klapkach.

Pod dostatkiem jest tutaj chleba. Pozostały ze śniadania i kolacji jest zostawiany na lodówce. Darmowa jest również herbata, sól i cukier. Niektórzy pacjenci jedzą w przerwach między posiłkami chleb z cukrem. Co się chwali w szpitalu jest druga kolacja o dwudziestej, bo pierwsza jest o siedemnastej.

Liczę samochody

Normalność tutaj nie istnieje. Większość chodzi w piżamach lub dresach. Moje codzienne stroje i makijaż były wyjątkiem. Nikt o siebie nie dba, wiecznie musze prosić o otwarcie prysznica. Nawet, gdy jest już dawno po godzinie dziesiątej. Jedyną prywatność znajduję właśnie w tej toalecie. To tutaj mam chwilę by porozmawiać czy popatrzeć na jeżdżące za oknem samochody. Liczę samochody. Jedno z moich ulubionych ćwiczeń tutaj.

Medytacje

Kobieta w pokoju z unoszącymi się kolorowymi kwiatami

W nocy, kiedy nie mogę spać, a nie pilnują abym oddała im słuchawki (ja wolę te na kablu, bo nie trzeba ich ładować) słucham podcastów lub medytacji. Słucham czegokolwiek. Ćwiczyłam też uważność z koleżanką. Brakuje mi nawet terapii grupowej, na którą chodzę tak niechętnie ze względu na moją zawiść i zazdrość.

Może trochę dorosłam?

Dzień siódmy. Rozmawiamy o wypisie. Ten pobyt był jednym z wielu w mojej historii leczenia. Jeden z najmniej dramatycznych. Widziałam go trochę inaczej. Może trochę dorosłam? Był też jednym z krótszych.

Kolorowy pokój pełen kwiatów i mgły

Nie było ze mną tak źle. Pomimo tego, nie mogłam wyjść do domu, kiedy już się uspokoiłam i nabrałam pewności, że nie zrobię sobie krzywdy, choćby jedynymi osobami dla których tego nie zrobię miały być moja terapeutka, ambulatoryjna psychiatra i mama. Po prostu nie mogłam.

Cieszę się z wypisu

W dniu ósmym wchodzę do pokoju po lekach. Z racji tego, że często mam problemy z regularnym przyjmowaniem leków muszę odsiedzieć na leżance 10 minut i nie mogę potem iść do łazienki. Takie są zasady.

Wracam do pokoju i widzę kolejną nagą kobietę, Tym razem dwa razy grubszą niż babcia na korytarzu. Przebiera się przy wszystkich obecnych i nie czuje wstydu. Ja mówię przepraszam i wychodzę na papierosa. Daję jej czas na ubranie. Mam myśl, że to już przesada i cieszę się, że niedługo opuszczam to miejsce.

Stara sala z różowymi balonami i kwiatami

Szpital to ostateczne rozwiązanie

Czuję złość, że mówiłam prawdę. Czy powinnam czuć złość na siebie za to, że miałam smutne myśli i się nimi podzieliłam? Zdecydowanie nie. Trzeba o tym rozmawiać. Mówiłam prawdę. Dostałam ochronę na te kilka dni, jednak wracam do swojego smutnego życia i swoich smutnych myśli, gdzie będę zupełnie sama. Znów mogę leżeć w kącie pokoju na podłodze i płakać. Szpital na pewno nie nauczył mnie jak radzić sobie ze sobą i swoimi emocjami, od tego jest terapia. Szpital psychiatryczny jest dobrym awaryjnym rozwiązaniem, gdy pozostałe metody pomocy chwilowo nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa.

Wypalony personel

Zdecydowanie nie poszłabym do szpitala, aby poczuć się bardziej widoczna i dostać opieki. Czuję wdzięczność za troskę i wrażliwość jaką dostaję poza szpitalem. Tam brakuje empatii i miłości do drugiego człowieka. Personel jest przepracowany, przemęczony i wypalony. Zamiast żywej księżniczki czułam się jak lalka, z którą można zrobić tak wiele rzeczy by dać jej zgodę na tak niewiele: telefon czy papierosy.

Mglisty krajobraz z budynkiem i odbiciem świateł w wodzie

Boję się szpitala

Czuję lęk przed kolejną hospitalizacją. Czuję też strach, że postawię osoby, które mnie leczą w sytuacji bez wyjścia, gdy znowu nagromadzone smutne myśli będą wskazaniem do niezwłocznej hospitalizacji księżniczki. Boję się mówić jak bardzo się źle czuję, by znowu nie trafić do szpitala. Jestem jednak dumna z siebie, że przy ogromnym wsparciu szybko wyszłam do domu i mogę leczyć się w swoim tempie i pozwolić oswajać się ze sobą.

Sanatorium dla psychiki

Bycie mną jest bardzo trudne. Rozumie to tak niewielu ludzi. Na pewno nie personel szpitala. No może lekarze bywają inni. Ale to już kolejna historia. Gdyby nie ich zrozumienie i czas, który poświęcali mi codziennie na wyczerpującą rozmowę o smutnym życiu miałabym w sobie jeszcze więcej złości do tego miejsca. Lekarze w szpitalu w znacznej większości są wspaniali. Zadbają oni nawet o chwilowy uśmiech i potrafią śmiać się razem ze mną. Uśmiechu, tego życzę reszcie personelu. Dodatkowo trochę więcej wrażliwości i empatii do tego nie potrzeba pieniędzy. Szpital ratuje życie księżniczek i książąt, ale z pewnością powinien być ostatecznym środkiem zaradczym i tak wiele powinno się zmienić, aby było w nim trochę lepiej.

Potrzebuję pomocy tak przewlekle, a w tym miejscu po zabezpieczeniu mnie przed samą sobą czułam jakbym straciła tożsamość. Wbrew słowom pielęgniarki to powinno być sanatorium dla psychiki, przynajmniej taką mam myśl.

Korytarz z kolorowymi, etnicznymi wzorami na ścianach i podłodze

Mogło być gorzej

Jak już wspomniałam ten pobyt był dość lekki. Ani ja, ani nikt z innych pacjentów nie był zamykany w pasy. Leżenie w pasach nie należy do najprzyjemniejszych czynności, zwłaszcza gdy zdejmują Ci majtki i zakładają na siłę pampersa. Czasem puszczają na siku. Wystarczy trochę krzyku czy się samouszkodzić. Jeśli chodzi o rzeczy ostre, to wydawane są one pod nadzorem, ale nikt potem nie sprawdza czy na ciele nie pozostały żadne ślady. Ja się przyznaję.

Szpital nie zawsze pomaga

Co ciekawe, zauważyłam, że w szpitalu mam więcej pomysłów i tendencji na skrzywdzenie siebie samej niż w domu. Chociaż to mój pobyt w domu został uznany za ten zagrażający. Miejsce stale obecne w mojej historii, jednak czuję do niego mieszane uczucia.

Kobieta w różowym garniturze, z kwiatami, patrzy w lustro

Gdyby nie możliwość codziennej rozmowy nigdy bym tam nie poszła. Zawinięta w koc z misiem przy boku leżę też w domu, ta rozmowa ratuje życie. Tak, rozmowa ratuje życie. Drugi człowiek i ten bliski kontakt w relacji, a nie to zamknięcie. W szpitalu jedynym czynnikiem poprawiającym mój stan jest rozmowa.

Brak psychologów

Nie ma co liczyć na kontakt z psychologiem. Pacjentów jest po prostu zbyt dużo. Jedyne rozmowy psychologiczne to te z tymi chorymi, którzy albo przyszli tutaj w celu odbycia diagnostyki lub nie są objęci opieką psychologa ambulatoryjnie.

Ja, jako że mam regularną pomoc poza szpitalem nie zamieniłam słowa z psychologiem. Co prawda jedna z psycholożek stażystek była obecna przy moim jednym z badań, ale się nie odezwała poza przedstawieniem się, przywitaniem i pożegnaniem.

Kobieta siedzi w stylowym pastelowym wnętrzu

Zdystansowani lekarze


Jako że słowa ukierunkowane na zmianę zachowania właśnie mnie leczą bardzo brakowało mi tej pełnej ciepła, wrażliwości i bliskości rozmowy. Lekarze są zdystansowani.

Kobieta relaksuje się w nowoczesnym różowym wnętrzu

Z pewnością żaden mnie tutaj nie zechciałby przytulić po tym jak płakałam. A zapytałam. Co innego na terapii, tutaj mogę zaznać prawdziwego wsparcia emocjonalnego, nawet jak sesja była trudna, a moja terapeutka jest po niej cała spocona.

Gorzkie konsekwencje

Nie mówię już o konsekwencjach jaki poniosłam. Nie uznali mojego zwolnienia na uczelni i nie mam możliwości zaliczenia kolokwiów, które były w tym terminie w innym, wyznaczonym mi czasie.

Kwiaty przy szpitalu w złotym świetle zachodu słońca

Nikogo nie obchodzi, czy byłam na wakacjach, czy może jednak ratowałam swoje życie w szpitalu. A jest co ratować, ja jestem tylko jedna.

Mój Pamiętnik

a tutaj jeszcze zapiski z mojego pamiętnika:

„Nie lubię cyfr. Wolę operacje na słowach: dziękuje, proszę, przepraszam, pomogę, miło mi, lubię cię, zależy mi, jesteś dla mnie ważna, czekam na Ciebie, już niedługo, dasz radę, jesteś dzielna, wytrzymasz, zuch, super, pięknie, ślicznie, mistrzyni, bomba, gratulacje, tęsknie, razem, Ciebie, Nas, troszeczkę, cichutko, za chwilkę, dobrze, szczęśliwa, czuje radość, to bardzo miło, dasz radę, wytrzymasz. Po prostu JESTEM. Ale znikam. Tak JESTEM. Ja znikałam. Uczę się znikać. Od wielu lat. Znowu znikam. ALE JA WCIĄŻ JESTEM. Mniej mnie, trochę więcej. Różnie to bywa. Jednak w dalszym ciągu ja JESTEM.”

Portret kobiety z czerwonymi kwiatami i makijażem

Nie chciałam zakładać czarnej sukienki, bo kojarzy mi się z żałobą, a ja w samym środku bardzo pragnę życia. Ale nie takiego jak mam. Zupełnie innego. Życia wartego przeżycia. Jakiś fajnych wspomnień i przede wszystkim ludzi. Pragnę też bardzo pieniędzy. Pragnę, aby moje stroje były kolorowe. Wierzę, że dzięki temu i mój nastrój będzie bardziej pozytywny. Czy tak się dzieje? Chyba tak.

Jestem…

Na terapii ja się śmieję i żartuje by zaraz potem zrobić znajomy wyraz twarzy. Mocno ściągnąć wargi, wydymać je i czekać aż kolorowa powie … „no nie, nie będę tego słuchać” 🙉 sama nie chciałabym słuchać o śmierci średnio co 7 minut na wizycie. Bo przypada na jedną około 12-13 razy coś związanego z cierpieniem lub śmiercią. Męczymy się tym wszyscy. Przestać? Ale po co? Skoro wtedy czuję, że ktoś mnie rozumie. Nie umiem wyrazić smutku w mniej skrajny i bardziej dosadny sposób jak samobójstwo. To mój sposób na mówienie, że jestem. Może wyraz samobójstwo zastąpić wyrazem jestem?

Kobieta z kwiatową ozdobą na głowie, styl vintage
Autor
Autor

Różni autorzy, zwykle psychologowie lub studenci ostatnich lat psychologii. Czasami znane nazwiska (jeśli zgodzą się na tłumaczenie). Ich imię i nazwisko znajdziesz w tekście artykułu. Chcesz napisać artykuł na nasz blog? Może chcesz byśmy to my napisali dla Ciebie? Wyślij artykuł lub napisz do vivian@emocje.pro

Artykuły: 64